Kiedy fajne mówienie o fajnym seksie przestaje być fajne – o edukacji seksualnej dzieci

Ten artykuł jest odpowiedzią na wywiad, który pojawił się w Wysokie Obcasy Online 27.02.2021. Wywiad z Joanną Keszką przeprowadziła Natalia Waloch,

Nasza rzeczywistość pączkuje od osób, które edukują się, uczą o seksie, po to, żeby potem mówić o tym seksie. Jest też wiele osób, które po prostu fascynują się tematem na tyle, by go zgłębiać, poznawać i na zasadzie peer education (edukacji rówieśniczej) dzielić się swoimi doświadczeniami ze swoimi równolatkami. I nie mówię tutaj o dzieciakach (wolontariat peer education nieletnich wymaga wsparcia osób superwizujących, specjalistów i szkoleń dla dzieciaków), a raczej osobach dorosłych. Zwłaszcza widać to w mówieniu o seksualności, przyjemności. Jest super, kiedy jedne kobiety inspirują drugie kobiety do wychodzenia poza kulturę, w której przyszło nam żyć. Kiedy tak wielu kobietom brakuje odwagi, żeby wyrażać swoje potrzeby seksualne, potrzebne są iskry, które tę odwagę rozpalą choć na chwilę. I dobrze, że takie osoby są. Nie ma tu znaczenia, czy taka osoba ma cokolwiek wspólnego z byciem ekspertem w seksualności. Może mieć doświadczenie choćby w sprzedaży gadżetów erotycznych, albo w czytaniu książek innych specjalistów i pisaniu bloga o seksie. Liczy się entuzjazm i „świecenie przykładem”.

Kiedy jednak zaczynamy mówić o kwestiach wymagających znacznie bardziej specjalistycznej podstawy, entuzjazm, własne doświadczenie, pasja nie wystarczą. Mogą wyrządzić sporo zła. Takim zagadnieniem jest edukowanie innych o tym, jak rozmawiać o seksie z dziećmi. Ostatni artykuł Wysokich Obcasów online spowodował, że czuję się nieswojo, niewygodnie, źle. Świetnie ujął to mój partner – to jak źle działający zegar, masz momenty, że niby jest ok, żeby zaraz potem stwierdzić, że chyba jednak nie trafia dokładnie w minutę. Wywiad, którego fragmenty świetnie sprawdziłyby się, gdybyśmy mówili o dorosłych, nawet nastolatkach – staje się szkodliwy w odniesieniu do dzieci. Zwłaszcza, jeśli jesteśmy nieostrożni w wypowiadaniu różnych „prawd”. A ten wywiad był z nich utkany. Nie wiem do końca, jak się za niego zabrać, więc trochę będzie chronologicznie (zgodnie z tym, co się pojawia w wywiadzie), trochę tematycznie.

Dziecko czy nie-dziecko?

W całym artykule nie ma konkretnego określenia o jakich dzieciach w zasadzie jest mowa. Rozmówczyni Wysokich Obcasów absolutnie swobodnie i bez żenady wymiennie stosuje określenia dziecko/nastolatek, jak również przytacza sytuacje i tematy rozmów o seksie, bez żadnych ram wiekowych. Dzieckiem jest kilkulatek, który uczy się mówić „cipka”, a zaraz potem jest nim nastolatka (ok 15 lat) wyjeżdżająca na obóz. Często nie jest w ogóle określone jakie „dziecko” ma na myśli rozmówczyni Wysokich Obcasów. Jest to niezwykle nieodpowiedzialne. Nie chodzi nawet o to, że nie wiemy, do kogo mówić o masturbacji czy o różnicach w budowie ciał. Raczej o ramy rozwojowe, w których pewne tematy mogą się pojawić i język czy sposób komunikacji, który wybieramy odpowiednio do wieku takiego odbiorcy. Mam wrażenie, że brak jest tutaj wiedzy z psychologii rozwojowej, edukacji seksualnej, ale też doświadczenia w kontaktach z osobami w różnym wieku, żeby wiedzieć jakie mogą być potrzeby danego wieku. Co w uczeniu rodziców mówienia do dzieci o seksie jest bardzo ważne.

Język komunikacji

Zgadzam się, że używanie odpowiedniego słownictwa jest kluczowe do edukacji seksualnej, że ten temat nie powinien być infantylizowany i tabuizowany. Dlatego uczymy właściwych słów, wypowiadanych bez uczucia wstydu. Ale argumentacja przytaczana w artykule, że to jest jakaś antypedofilska ochrona, a dziecko rozpozna pedofila po słowach, których ten używa, budzi we mnie co najmniej zaskoczenie. Nie wspomnę o tym, że upieranie się przy „właściwym słownictwie” i jednoczesnym braku zdecydowania co do własnej nomenklatury (cipka tak, siusiak nie?) jest niespójne. Jeśli cipka, to siusiak, jeśli penis, to srom/wulwa i pochwa. Profesjonalny edukator seksualny (w przeciwieństwie do blogera lajfstalowego i promotora pewnego stylu życia) umie odróżnić słowa potoczne od terminologii fachowej.

Kiedy zacząć

Kiedy mówimy edukacji seksualnej dzieci – podkreślam to jako edukatorka, żeby nie napędzać wody na młyn antyedukacyjny w Polsce – nie mówimy „o uprawianiu seksu”. Mówimy o ciałach i ich budowie, o emocjach, o stawianiu granic, o tym, jak odpowiadać na ich (małych dzieci) pytania. Jako edukatorka seksualna Towarzystwa Rozwoju Rodziny nigdy bym nie odważyła się stwierdzić, że (parafrazując) dzięki mówieniu do najmłodszych ratujemy się, bo dzieci są dla nas wyrozumiałe, kiedy nas temat krępuje. Stawianie tak sprawy to jak twierdzenie, że to NAM ma służyć rozmowa – a nie dziecku. Generalnie całość brzmi tak, jakbyśmy do malucha od razu („im wcześniej tym lepiej!”) startowali z opowiadaniem o tym jaki fajny jest seks. A tak przecież nie jest i wie to każdy szanujący/a się edukator/ka seksualny/a. Tymczasem nieodpowiednia komunikacja w bardzo wczesnym wieku może narobić jeszcze więcej szkód niż pożytku. Zresztą, nieodpowiednia komunikacja, czy sposoby na rozmowę, mogą narobić bałaganu w każdym wieku.

Wyprzedzać czy nie wyprzedzać.

W edukacji mamy z jednej strony “wyprzedzanie” sytuacji i zjawisk, które dopiero się pojawią (ewentualnie mogą się pojawić). Np. podczas mówienia o tym, że koledzy „dla żartu” łapią dziewczynki w przedszkolu za spódnice i że to jest niewłaściwe, “bo granice ciała itd.”. Można „wyprzedzić” sytuacje i powiedzieć o tym, że też nasze ciało jest dla nas i nikt nie może nas dotykać bez naszej zgody, nawet, jeśli najpierw mu podamy rękę a potem będziemy chcieli ją zabrać to możemy. W każdej sytuacji.

Albo inna sytuacja – kolega w szkole zrobił nieadekwatny żart seksualny w kierunku syna, który teraz jest oburzony. Rozmawiamy o tej sytuacji, przenosząc to na sytuacje inne, w których podobne łamanie granic będzie dla kogoś nieprzyjemne, o czym nasze dziecko wcześniej nie pomyślało („Tomek miał za zadanie pocałować Oliwkę ale spękał i wszyscy się śmiali!”).

Albo, kiedy już jesteśmy na etapie mówienia czym jest seks lub jak przebiega zapłodnienie, tak konkretnie, i wtedy mówimy o tym, że seks jest pomiędzy osobami dorosłymi, które wyrażają zgodę na seks – a niedopuszczalna jest sytuacja, że seks jest pomiędzy dorosłym a dzieckiem. I że to jest zawsze złe. To jest wybieganie z tematem.

Wybieganiem z tematem może być po prostu zostawienie czystego kubeczka menstruacyjnego na wierzchu i jeśli dziecko zapyta co to jest, powiedzenie mu o miesiączce. Robienie wykładów ni z tego ni z owego nie jest dobrym rozwiązaniem. Znowu, uczymy je, że my coś mamy do przekazania i powiedzenia, a nie, że jego potrzeba i ciekawość zostają uczciwie zaspokajane.

Edukacja seksualna to przede wszystkim podążanie za potrzebą dziecka/młodego człowieka oraz reagowanie na otoczenie w którym żyje. Nie jest natomiast polem do realizowania własnych potrzeb.

Nie wyobrażam sobie sytuacji, że oglądając na filmie całujących się ludzi, dziecku, które nie pytało nigdy o seks, nagle ni z tego ni z owego strzelam, „o pewnie będzie z tego seks!”. Taka „ilustracja” jest szkodliwa z tak wielu powodów, że nie wiem od której zacząć. Może najpierw od tej, że całowanie się NIE MUSI PROWADZIĆ DO SEKSU czy do łóżka. To bardzo szkodliwy skrypt, który wdrukowujemy dziecku, które o seksie niewiele wie. Druga sprawa to fakt, że seks może nie mieć nic wspólnego z daną sceną – nawet jeśli to bardzo namiętny pocałunek, tematem może być relacja pomiędzy ludźmi, miłość. Wchodzenie z tematem seksu w takim momencie jest po prostu budowaniem pewnych nieprawdziwych wyobrażeń o tym, jak to wygląda w życiu. Dzieciaki w szkole robią różne rzeczy. Czasem się wygłupiają z całowaniem. O ile to też należy włączyć w rozmowę ( o czym napisałam wcześniej) wkładanie dziecku w głowę, że za tym idzie seks może oznaczać, że kiedy zobaczy kolegę i koleżankę całujących się, mamy gotowy problem w postaci seksualizowania relacji/zachowań dzieci przez nasze dziecko. Trzecia rzecz to oczywiście bycie słoniem w składzie porcelany. „O zobacz, teraz będzie seks.Opowiedzieć Ci o tym co jest seks? Seks jest bardzo przyjemny.” A teraz wyobraźcie sobie, że taką rozmowę prowadzi z naszym dzieckiem wujek, albo rodzic, który ma złe zamiary. Nie wyjaśniamy, nie chronimy, a raczej pokazujemy dziecku, że możemy w każdej dowolnej chwili MY (DOROSŁY) nadać ton i zacząć rozmowę o seksie, kiedy ono o to nie pyta lub kiedy sytuacja tego nie wymaga.

Błędem jest zakładanie, że możemy „czuć, że dzieci coś wiedzą” i wtedy zaczynać rozmowę. Jeśli dziecko nigdy nie pyta (a i tak bywa) możemy kupić mu fajną, adekwatną do wieku książkę (nawet zawstydzone dziecko, kiedy się zaciekawi to do niej zajrzy), możemy też czekać na sygnały, komunikaty o życiu klasy, o rozmowach rówieśników. Kiedy temat seksualności pojawia się w grupie rówieśniczej, temat na pewno trafił też do Twojego dziecka.
Myślę, że zakładanie, że my wiemy kiedy nasze dziecko może chcieć rozmawiać, bez uwzględniania otoczenia dziecka, czy samego dziecka jest po prostu pączkującym narcyzmem. Nie ma potrzeby wchodzić im z butami w przestrzeń i wykładać swoją wiedzę i przekonania o seksie. Podaj mu/jej informację, jak Cię zapyta, powiedz, co uważasz i żyj w zgodzie ze sobą. A dziecko będzie mogło wziąć z Ciebie przykład (lub nie) jeśli będzie na to gotowe i dokona wyboru takiej czy innej drogi w przyszłości.

No więc czym jest seks dla dziecka?

W artykule i treści mocno pobrzmiewa, że rodzic może wszystko co wie, przekazać dziecku o seksie (oby przyjemnie i z uśmiechem), w sposób kompletnie swodobny, bez uwzględniania na jakim etapie jest dziecko. Co najmniej kilka informacji było dla mnie kompletnie nie do przyjęcia.

Założenie, że jeśli dziecko ma podstawy anatomii to możemy powiedzieć, że w seksie chodzi o wkładanie penisa do pochwy jest kompletnie nieprawdziwe. Nie dlatego, że to należy tabuizować! Tylko o to, że dziecko może nie potrzebować tej informacji w danym momencie. O budowie ciała dzieci wiedzą już w wieku 2,3 lat. W wieku 3-4 dostrzegają różnice płci, mogą też wtedy o nie pytać. Ale w tym wieku nie potrzebują informacji o tym, że penis wchodzi do pochwy. Czy muszą wiedzieć od razu, że seks jest przyjemny? W tym wieku to dla nich kompletnie zbędna informacja. Możesz mieć postawę życiową, która świetnie oddaje Twoje podejście do własnego ciała i seksualności, która po prostu pokaże to dziecku bez natrętnego „wykładania” informacji o przyjemnościach płynących z seksu.

Podkreślanie tego z całej siły jako „konieczność” w rozmowie z dzieckiem brzmi bardziej jak zaspokajanie własnej potrzeby w tym zakresie.

A przecież rozmawiając z dzieckiem na tak ważny temat, mamy myśleć o potrzebach dziecka. To dziecko nada nam ton i tempo rozmowy, my mamy podążać i być po prostu szczerzy w tym co mówimy. Nie warto też koloryzować. Bo a)prawda jest taka, że seks nie jest taki kolorowy i fajniusi zawsze, b)dla tak małego dziecka to informacja i tak nic nie wnosząca. Takie dziecko więcej zrozumie z rodziców, którzy nie boja się przytulać przy nim oraz z dobrego kontaktu fizycznego z obydwojgiem swoich rodziców. Powinno uczyć się ufać swojemu ciału, lubić je, a nie zastanawiać czy seks jest przyjemny czy nie. Seks powinien być przekazywany jako coś naturalnego, jako coś, co jest nieodłączym elementem życia wielu ludzi, ale przecież też nie wszystkich. Wyważona komunikacja jest kluczowym elementem przekazywania wiedzy, którą potem dziecko będzie mogło wdrożyć w życie na swoich zasadach.

Wiedza, że seks jest przyjemny chroni przed molestowaniem?

To zdanie, wrzucone na przód artykułu, spowodowało, że mało się nie przewróciłam ze zdumienia. Niestety, nie chroni. Pragnę to od razu wyjaśnić bardzo klarownie. Molestowanie dzieje się i czasem niestety nie mamy na nie wpływu! To, na co mamy wpływ to to, czy dziecko będzie mogło się obronić w trakcie, zawołać po pomoc, pójść po pomoc potem, ale przede wszystkim czy otworzy się przed nami po krzywdzie, ufając, że jesteśmy dla niego po to, żeby mu/jej pomóc, a nie osądzać. Poczuje, że seks nie jest przyjemny, więc będzie wiedział, że dzieje mu/jej się krzywda… Ale seks nie jest zawsze tylko przyjemny. Czasem w najbardziej czułym momencie z partnerem bardzo świadomie wybranym na pierwszy raz, takiemu, któremu się ufa, który o nas dba można odczuć dyskomfort podczas pierwszej penetracji jeśli np. nasza błona dziewicza jest sztywna. Stres i ekscytacja może trochę zabierać z przyjemności przeżywania. Po prostu to są fakty. Fakty, które nastolatki mają prawo wiedzieć. A nie mieć koloryzowany film przed oczami na temat tego jak przyjemny i wspaniały jest seks. Tu wracamy do tego, co już padło. Seks jest różny. Seks bywa byle jaki. Seks bywa wspaniały, może być naprawdę upajający i świetny! Seks bywa intrygujący, a przyjemności czasem się po prostu uczymy. I to jest normalne, a nie fajerwerki i radość za każdym razem. Natomiast seks powinien zawsze wynikać z obopólnej potrzeby i jeśli nie jest przyjemny, mamy prawo go przerwać. Zawsze powinien wynikać z obopólnej zgody, nigdy nie powinien mieć miejsca, jeśli nie jesteśmy pewni/pewne. Jakikolwiek przymus czy namawianie do niego jest złem i wchodzeniem w cudzą przestrzeń. Potrzebna jest wyraźna, entuzjastyczna zgoda. Z której zawsze można się wycofać. Seks zawsze uprawiamy na własnych warunkach, z poszanowaniem warunków i granic drugiej osoby. Tego powinniśmy uczyć nasze dzieci, a nie wkładać im w głowę wyidealizowany obraz tak zwykłej rzeczy, jaką jest seks..

Kiedy dochodzimy do momentu „nastolatków” w artykule, trudno powiedzieć. Po prostu nagle się pojawiają wymiennie z dziećmi. Nastolatek w wieku lat 13-14 lat we współczesnym zachodnim świecie (tak, u nas też) doskonale wie, co to seks. Oczywiście, jeśli z nim/nią nie rozmawiamy, być może większość tej wiedzy pochodzi z rozmów z rówieśnikami i pornografii, której jest pełno. Dlatego rozmawiać trzeba wcześniej, żeby nastolatek wiedział o tym, że może o seksie z Tobą rozmawiać i jak znajdziesz u niego porno, będziesz, jako rodzic, pewnie bez trudu zapytać o to, co o tym myśli, wyjaśnić i opowiedzieć. Również o przyjemności płynącej z seksu właśnie. Lub jej braku, kiedy nie jesteśmy gotowi na seks. I że mamy prawo nie angażować się w seks, jeśli się czegoś obawiamy, nie chcemy, coś się nie klei. Nastolatki są już wystarczająco duże, by usłyszeć, że seks to nie tylko „tęcza, motylki, miłość i przyjemność”.

Dlatego nastolatki powinny usłyszeć o metodach antykoncepcji, chorobach przenoszonych drogą płciową. Nie jest to straszenie. To jest informacja. I to ważna informacja. Nie rozumiem, w jaki sposób taka informacja jest zagrażająca (jak przedstawia ją wywiad). Oczywiście, że pierwsza rozmowa o seksie nie powinna odbyć się przed wyjazdem na kolonie. Jeśli tak jest, to a) bardzo mi przykro, b) biegnij do księgarni i kup dziecku do czytania na koloni sexed.pl na deszczowe dni. Chociaż tyle. No ale wracając do rozmowy o profilaktyce chorób, zakażeń i niechcianych ciążąch.
To superważna informacja przed samodzielnym wyjazdem! Straszenie tak praktyczną edukacją jest po prostu nieodpowiednie w ustach kogoś, kto uważa się za edukatora seksualnego. Bo ta wiedza nie ma nic wspólnego z postawą zaszczepioną nastolatce o jej ciele i granicach, ani tym bardziej wstydem czy poczuciem winy z zaistniałej sytuacji. Łączenie tej rozmowy z problemem demonizowania aktywności seksualnej (seks jest zły, ktoś kto uprawia seks jest zły, jak uprawiasz seks – też jesteś zła) w naszej postawie wobec seksualności jako całości robią szkodę temu, co należy młodym przekazywać i co powinno być elementem normalnej rozmowy.

Granice ciała i nie tylko

Temat granic ciała jest niezwykle ważny w całej edukacji seksualnej – od chwili, kiedy mówimy o dotykaniu ciała małego dziecka, po czas, kiedy mówimy o nastolatkach i świadomej zgodzie na kontakt fizyczny. Bardzo niezbezpieczne jest założenie (prezentowane w artykule), że dziecko zawsze wie, co jest „złym” dotykiem. Nie zawsze wie, niestety. Właśnie dlatego dzieci są tak łatwym celem – czasem dla osób, które są im najbliższe. Które krok po kroku, stopniowo, przekonują je, że robią coś dobrego, coś wspaniałego. Tak jak informacja, że seks jest zawsze przyjemny, nie chroni przed molestowaniem, tak nie będzie ona w ogóle przydatna w kontekście kontaktu z czynem pedofilskim. Temat świadomej zgody, czy różnic pomiędzy dorosłym, a dzieckiem już bardziej. Zresztą, podobnie nieodpowiednia może się wydawać rozmowa o masturbacji, która pojawiła się w tekście. O ile temat jest ważny i należy go omawiać z nastolatkiem (czy nawet dzieckiem) w sposób normalny, wyrażający akceptację i zgodę oraz potrzebne jest mówienie o różnych jej aspektach (też przyjemnościowych), to KŁADZENIE NACISKU na „relaksujące walory” tejże nie jest rzeczą, którą trzeba podkreślać. Nie rozumiem uzasadnienia takiej komunikacji. Ostatecznie rozmowa o masturbacji (nadal nie wiemy, o jakim wieku mówi „edukatorka”) sprowadzona jest do „świetnego” pomysłu oglądania filmu American Pie. Filmu, który u nas opisywany jest jako stosowny dla minimum 15-latków, a w Stanach powyżej 17 roku życia. Moje dziecko zadało pytanie o „walenie konia” w 2 klasie podstawówki, bo koledzy (mający starszych braci) „cały czas mówią”. Nie wyobrażam sobie, żebym miała z 8-latkiem oglądać American Pie. A Wy?

Prawda jest jednak taka, że oglądanie American Pie z 15-latkiem może być równie kuriozalne. Może godzić w nastolatka potrzebę separacji z rodzicem, stawiania granic i budowania własnej przestrzeni intymnej.

Naprawdę dziwi mnie, że osoba mówiąca o sobie edukatorka seksualna nie poleciła w wywiadzie ani jednej książki odpowiedniej dla młodzieży/dzieci. Przy artykule promowana jest co prawda książka dla dorosłych rozmówczyni, jednak chodziłoby o inną literaturę, która byłaby lepszym wyborem niż oglądanie American Pie.

W ogóle mam wrażenie, że osoba będąca w wywiadzie ekspertem nie ma pojęcia o czym mówi, tak szczerze mówiąc. Doceniam działalność rozmówczyni na polu popularyzacji postawy otwartej na seks wobec osób dorosłych. Jednak nie sądzę, żeby takie coś było wystarczającym paszportem do mówienia o edukacji seksualnej dzieci. Jest w tym jakaś niezgrabność. Bycie słoniem w składzie porcelany, bez wyczucia czy poczucia konsekwencji własnych słów. Swobodne i niczym nieskrępowane bieganie po skali rozwojowej, mieszanie pojęć i wymienne stosowanie „dziecka” z „nastolatkiem”, glorifykacja i idealizacja, brak wiedzy z psychologii rozwojowej oraz edukacji seksualnej (!!!) a nawet doświadczenia czy wyczucia co do tego kiedy, co należy dzieciom przekazywać, wymieszane z miłym, perliście słodkim mówieniem o fajowym seksie powoduje, że artykuł po prostu nie powinien być opublikowany w kontekście EDUKACJI SEKSUALNEJ.

Dlatego tak ważne jest określanie ram, w ramach których udzielamy informacji jako eksperci. Rozważanie każdej ewentualności i konsekwencji, jakie mogą nieść nasze słowa. Bo ważne jest to, czemu ma służyć to, co mówimy – czy osobom, które czytają ten tekst, żeby się czegoś mądrego nauczyć, czy nam samym, bo możemy stanąć w świetle reflektorów jako ekspert – niekoniecznie własnej dziedziny i błyszczeć, zamiast pomagać.

Książki o seksie dla dzieci i młodzieży, po które możesz sięgnąć:

Dla dzieci:

“Skąd się (nie) biorą dzieci? Czyli dwa w jednym: opowieści dla Przedszkolaka i Małego Żaka oraz instruktarz w pigułce dla Dorosłych”- Kotoro Bianca-Beata , Sokoluk Wiesław, Wydawnictwo Beata Vita

“O maluchu w brzuchu, czyli skąd się biorą dzieci” – Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Maruszczak Marta

“Zwykła książka o tym, skąd się biorą dzieci” Dr Alicja Długołęcka, Wydawnictwo Czarna Owca

“Wielka księga cipek” oraz “Wielka księga siusiaków”, Wydawnictwo Czarna Owca

“Ciało – śmiało! Przewodnik po dojrzewaniu”
Taylor Sonya Renee, Wydawnictwo Znak

“Ciało – śmiało! dla chłopaków. Przewodnik po dojrzewaniu”
Scott Todnem, Wydawnictwo Znak

Dla nastolatków

“Tak, mam okres, a co?” Henry Clara, Wydawnictwo Buchmann

“To nie jest książka o seksie.” Chusita Fashion Fever, Wydawnictwo RM

“Sex edukacja – o dojrzewaniu, relacjach i świadomej zgodzie” Jennifer Lang, Wydawnictwo Laurum

“Sexed.pl”